Łódź, jaką pamiętam - basen Olimpia

Ostatnio, gdy się obudziłem przypomniałem sobie pewien fakt z dzieciństwa. Wyjrzał na światło dzienne z zakamarków mojej pamięci dzięki temu, że ostatnio szedłem ulicą Sienkiewicza, a związana jest z tą ulicą pewna moja historia sprzed… około piętnastu lat, choć dokładnego roku nie pamiętam, ale było to wieki temu. Zapraszam Was więc na małą podróż do przeszłości.


Było to dawno, kiedy dorosły Marcin był jeszcze małym Marcinkiem. Mama jego stwierdziła, że jej mały synek będzie uczęszczał na basen. Ja swoją drogą nie miałem nic przeciwko i odkąd tylko zażyłem tej przyjemności, to do teraz ją lubię, mimo tego, że tak naprawdę dzisiaj umiem pływać tylko na plecach.

Wychodziliśmy więc w sobotę przed południem z domu i szliśmy na przystanek linii autobusowej numer 57 i robiliśmy całkiem sporą trasę, bo w sumie przez pół miasta. Wysiadaliśmy przy ulicy Sienkiewicza, numerze zaś 175. Gdzie dalej jechał autobus? Jakoś szczególnie mnie to nie zastanawiało. Wiem tylko, że skręcał w prawo w ulicę Tymienieckiego, a teraz skręca on wcześniej w ulicę Brzeźną.

Lecz wróćmy na Sienkiewicza. Wysiadałem z autobusu na chodnik, który dzisiaj jest taki sam, jak kilkanaście lat temu. Widziałem przed sobą ogrodzenie jakiegoś bliżej niesprecyzowanego terenu, który dzisiaj wygląda tak samo, jak kilkanaście lat temu. Wreszcie wchodziłem na basen, którego… dzisiaj już nie ma.

Wchodziłem do budynku basenu, by znaleźć się w przytulnej poczekalni w stylu PRL. Och, jak ja to uwielbiam. Wychowałem się wśród meblościanek, kineskopowych telewizorów i wygodnych foteli, w które się wpadało, niczym śliwka w kompot. Na jednym z takich foteli zasiadała moja rodzicielka, wyciągała książkę i czytała czekając na małego Marcinka. Mały Marcinek tymczasem szedł do szatniarki i zostawiał u niej legitymację szkolną, oraz (co do dziś doskonale pamiętam) zielony karnecik wstępu, wielkości około dwóch trzecich rzeczonej wcześniej legitymacji. W zamian otrzymywał kluczyk do szafki, w której zostawiał swoje rzeczy po przebraniu się.

Przed wejściem na basen trzeba było wziąć prysznic. Jakoś nic sobie z tego nie robiłem, bo potem trzeba było i tak czekać, aż poprzednia grupa wyjdzie z wody, a w korytarzu do basenu nie było zbyt ciepło. Może gdyby ktoś mi wtedy wytłumaczył po co się taki prysznic bierze przed wejściem na basen, to bym go zażywał, ale skoro nikt jakoś się do tego nie kwapił, to dziecko nie miało zamiaru robić czegoś, co było wtedy według niego zupełnie bez sensu :)

Wreszcie wszedłem. Hmm… i co teraz? Ratownik wyraźnie odczytał moje zakłopotanie i powiedział wyraźnie:

- Po lewej strona dla pływających – wskazał swoją prawą ręką – po prawej dla niepływających – wskazał lewą ręką. Posłusznie skierowałem się w prawo. W ten oto sposób zacząłem swoją przygodę z pływaniem.

To tylko garstka moich wspomnień związanych z tym miejscem. Co stoi dzisiaj przy ulicy Sienkiewicza 175? Przykro to mówić, ale… biurowiec… Ja wiem, że to miejsca pracy dla wielu ludzi i szanuję to, ale z tym miejscem, które powstało w 1969 roku ma wspomnienia wielu łodzian.

Niestety nie posiadam zdjęć basenu. W Internecie zaś można je znaleźć, ale tylko z okresu letniego, a ja uczęszczałem tam w okresie zimowym, gdy basen był przykryty żółtym balonem. Możecie też znaleźć zdjęcia z rozbiórki obiektu, ale jeśli macie z tym miejscem jakieś wspomnienia, to może lepiej nie szukajcie, bo to smutny widok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Bez Nazwy , Blogger