Utrudniacze życia

Utrudniacze życia

Być może wielu z Was myśli, że chodzi o jakieś przedmioty, które sprawiają, że nasze życie staje się trudniejsze. Rzeczy, które odwracają naszą uwagę od ważnych spraw, przeciągają w czasie istotne przedsięwzięcia.



Nie. Zdecydowanie nie. Chodzi mi tutaj o… ludzi. Zwyczajnych skurczybyków, którzy dla własnej przyjemności lub ze zwyczajnej ignorancji utrudnią Ci drogi czytelniku Twoje życie. Większość z nas spotkała ich na swojej drodze. Dokument, który powinieneś złożyć jest poprawnie wypełniony, ale nie przyjmę go, bo nie ma kropki na końcu zdania, czcionka jest za mała, za duża, wyblakła lub zbyt czarna, a dokument za krótki lub za długi, a tak właściwie to od trzech sekund mam przerwę i przyjdź pan w piątek. Następny, bo zarobiony jestem.

Zastanawiam się, co kieruje tymi ludźmi. Przecież i tak będziesz musiał przyjść do nich z tą samą sprawą jeszcze raz. Albo jeszcze kilka razy w skrajnym przypadku. I tak w końcu to będzie musiało być zatwierdzone i tak. Podejrzewam, że po prostu oni mają jakieś kompleksy i wyładowują je na swoich petentach. „O jaki ja jestem świetny! Odwaliłem go perfekcyjnie! Teraz będzie musiał spędzić parę dni na poprawie i tak już dobrych dokumentów! Ale ja jestem dobry!”

Jakby nie mogli podejść do sprawy jak człowiek. Jeśli rzeczywiście coś nie spełnia wymogów, to wytłumaczyć co. Najczęściej jednak usłyszysz od nich „to jest źle, żegnam”. Niestety chyba jedynym rozwiązaniem na takie osoby, jeśli nie macie możliwości załatwienia swojej sprawy u kogoś bardziej rozgarniętego, jest zniżenie się do ich poziomu, bycie natrętnym i przychodzenie cały czas, ciągle w nieskończoność, aż w końcu szanowna eminencja raczy zatwierdzić daną rzecz, bo ma Was już dosyć.

Jan Kowalski lubi marnować czas na facebooku

Jan Kowalski lubi marnować czas na facebooku

Większość z nas ma takiego znajomego, który cały czas siedzi na prawdopodobnie najpopularniejszym portalu społecznościowym w Polsce. Czy poświęcanie czasu na takie aktywności jest dobre?


Komunikacja


Jednym z pierwszych programów, jakie zainstalowałem na swoim komputerze po podłączeniu do niego Internetu, czyli w czasach, gdy 1 megabit na sekundę był prędkością ogromną i zrywającą liście z drzew, było gadu-gadu. Kto z nas z tego nie korzystał? Było to podstawowe medium komunikacyjne zaraz po telefonie komórkowym.

Gdy poszedłem na studia okazało się, że prawie wszyscy z gg już nie korzystają. Znaleźli następcę: facebooka z jego najważniejszą według mnie funkcją – messengerem, ułatwiając komunikację ze znajomymi. Punkt dla fejsa. Jednakże skłamałbym, gdybym powiedział, że w pierwszym momencie się całym portalem nie zachłysnąłem. Codziennie sprawdzałem: co, kto, gdzie, z kim i dlaczego.

Nie masz własnego życia?


Dni mijały, aż w końcu stwierdziłem: ale po co ja na to marnuję czas? Wiadomo, człowiek dostaje coś nowego i zachowuje się jak dziecko, a im dłużej i częściej coś robi, tym bardziej wchodzi mu to w nawyk. Tylko czy ja potrzebuję wiedzieć, co znajoma zjadła na śniadanie? Czy potrzebuję się uzewnętrzniać wpisem o treści „nie mogę zasnąć”? Albo wrzucać codziennie moje zdjęcia? Niektórzy lubią wiedzieć: co i jak, gdzie się dzieje, ale czy warto w ten sposób tracić czas?

Ludzie na portalach społecznościowych często gdzieś po drodze gubią swoją prywatność i nierzadko swój czas, który jest jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie są nam dane, a przecież czas ten można wykorzystać w znacznie lepszy sposób.

Mogłem być kimś innym

Mogłem być kimś innym

A gdyby tak można było cofnąć czas? Obrać inną ścieżkę? Podjąć inne decyzje? Zastanawialiście się kiedyś nad tym przez dłuższą chwilę?


Kilka wyborów w moim życiu było podyktowanych ambicjami, inne lenistwem. Jedne były lepsze, a inne gorsze. Nie twierdzę, że były złe, gdyż podjąłem je sam znając ówczesny stan rzeczy. Gdybym wiedział jak naprawdę będą wyglądały konsekwencje moich wyborów, to być może zdecydowałbym inaczej.

Zawsze, gdy podejmujemy jakieś ważne decyzje znamy tylko to, co mamy teraz. Tego, co dopiero nastąpi możemy się jedynie domyślać. Do czego zmierzam? Być może miło by było mieć możliwość powrotu do czasu, kiedy podjęliśmy decyzję taką, a nie inną, znając już przebieg dalszych wydarzeń w określonej sytuacji.

Tylko co tak właściwie by to oznaczało? Moglibyśmy być w zupełnie innym miejscu w zupełnie innej sytuacji, wreszcie… zupełnie innym człowiekiem. Wchodząc jeszcze głębiej w różne dywagacje możemy rozmyślać nad zakrzywianiem czasu, zmianą przyszłości i spotkaniem z ewentualnym sobą z innej czasoprzestrzeni, ale nie wiemy, czy coś takiego właściwie istnieje, więc porzućmy ten temat ;p

Po prostu tak sobie rozmyślam, czy gdyby dane mi było przeżyć swoje życie od nowa, to czy wyglądałoby ono podobnie, czy zdecydowanie inaczej. Lubię czasem pomyśleć „co by było gdyby”. Tymczasem wracam z krainy wyobraźni i wracam do rzeczywistości ;)

Terminowe prawo jazdy – potrzebne, czy wręcz przeciwnie?

Terminowe prawo jazdy – potrzebne, czy wręcz przeciwnie?

Kiedy w wieku osiemnastu lat uzyskałem ten najważniejszy według mnie i moich rówieśników w tymże wieku dokument, bardzo się cieszyłem, że dostałem to uprawnienie bezterminowo. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że dzisiaj trochę inaczej będę patrzył na konieczność odbywania badań przedłużających możliwość kierowania pojazdami.


Choć kwestia terminowości tego dokumentu została już jakiś czas temu prawnie rozwiązana, to niedawno zacząłem się nad nią znów zastanawiać. Bezterminowe prawo jazdy tak, jak i wiele innych rzeczy ma swoje zalety jak i wady. Zacznijmy od prostszej strony, czyli od zalet. Uprawnienie do kierowania pojazdami wydane bez okresu ważności są… i tyle. Nie trzeba pamiętać o niczym innym, jak tylko noszeniu ze sobą dokumentu za każdym razem, gdy planujemy usiąść za kółkiem. Praktycznie rzecz biorąc zdajesz prawko, odbierasz po jakimś czasie i zapominasz, korzystając beztrosko z możliwości prowadzenia samochodów. Nic tylko się cieszyć.

To teraz wady. Pewnie niektórzy z Was pomyślą, że bezterminowe prawo jazdy wad nie ma. Wyobraźcie sobie, że jakiś kierowca w podeszłym wieku wyjeżdża z ulicy podporządkowanej tuż przed maskę prowadzonego przez Was pojazdu. Pół biedy, gdy zdążycie wyhamować i nikomu nic się nie stanie. Co jednak, gdy taki kierowca spowoduje wypadek w sumie nawet nie zdając sobie za bardzo sprawy z tego, że coś zrobił źle? Każdy z nas w pewnym wieku straci swój młodzieńczy refleks i zdolność podejmowania decyzji w ułamku sekundy, które to umiejętności na drodze niejednokrotnie mogą nam uratować życie. Dlatego też uważam, że prawo jazdy powinno być wydawane na czas określony z możliwością przedłużenia na kolejny okres czasu po pozytywnym przejściu badania lekarskiego. Jasne, powiecie, że lekarza można przekupić, albo że może to być jakiś znajomy znajomego i badanie zostanie „odbębnione”. Owszem, jest taka możliwość, ale na to już takiego prostego rozwiązania według mnie raczej nikt nie znajdzie.

Cóż, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, ja tylko przedstawiam Wam swoje zdanie. W każdym razie życzę Wam, abyście nie trafili na drodze na nie do końca sprawnego kierowcę :)

„Święta, święta i po świętach” po raz kolejny

„Święta, święta i po świętach” po raz kolejny

Kolejne dni wolne tego roku za nami i kolejny raz wyszło na jaw wielkie kłamstwo, które jest powtarzane przed każdymi dniami wolnymi.


Przez święta nadrobię


Co prawda majówka nie jest dla większości z nas jakimś ważnym świętem, chyba że ktoś z Was ma wiek na tyle leciwy, że pamięta pochody pierwszomajowe, a nie jedynie o nich słyszał. W każdym razie te dodatkowe trzy dni są świetną okazją do tego, aby… wziąć dwa dni urlopu w odpowiednim czasie i zyskać tydzień leżenia bykiem i odłogiem (pod warunkiem, że posiada się na tyle dużo dni urlopowych, że można nimi szastać na prawo i lewo). Te dni zaś oprócz odpoczynku można wykorzystać na nadrobienie zaległości. Niestety można tylko w teorii, która z praktyką ma wspólny jedynie początek założeń, a realizację zwykle trafia szlag. Ileż to ja razy słyszałem pamiętne już zdanie „przez święta nadrobię”, po to tylko, aby w ostatni wieczór przed dniem pracującym ogarnąć, jak bardzo jesteśmy w… polu z robotą i w sumie przez te kilka dni nie zrobiliśmy nic ponad drapanie się… po głowie.

Ileż to razy tak było i stwierdzaliśmy „no tak, przecież jeszcze nikomu nie udało się niczego nadrobić w święta” i ileż to razy przed kolejnymi wolnymi dniami mówiliśmy to samo po to tylko, aby znowu rzeczywistość złapała nas za kark szepcząc słodko do ucha „nie tym razem”?

Czy kiedyś w końcu wyciągniemy z tego wnioski? Najprawdopodobniej nie, bo jesteśmy leniwi i wszystko odkładamy na później ;)

W takim razie czy warto z tym walczyć? Też myślę, że nie ma to większego sensu, gdyż taka jest nasza natura, która nie zmieni się najprawdopodobniej przez kilka pokoleń naprzód. I tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis, bo jutro idę do pracy, więc zaraz muszę iść spać ze świadomością, że znowu, jak wielu z nas nic nie nadrobiłem :p

Copyright © 2014 Bez Nazwy , Blogger