Wypad w góry 31.08 - 4.09 - Śnieżka, czeska strona i powrót do domu

Dzień 4, sobota

To właściwie ostatni dzień wyprawy, bo nazajutrz miałem jedynie zejść do Karpacza i z dwoma przesiadkami dojechać do rodzinnego miasta. Jednak nie ma co się smucić, skoro jeszcze cały dzień będę w tak przepięknej okolicy. Na śniadanie poza jajecznicą zbyt dużego wyboru w Samotni nie uświadczysz. Wpływ cen z Karpacza też widać, bo za chleb do jajecznicy trzeba dopłacić.



Niebo pokrywały chmury, które zagradzały drogę promieniom słonecznym, więc było przyjemnie chłodno. Wróciłem na czerwony szlak w miejscu, gdzie wczoraj z niego zboczyłem i poszedłem w stronę najwyższego szczytu na mojej wyprawie.



Pod Domem Śląskim wiatr się wzmógł, więc założenie czegoś cieplejszego przed wejściem na szczyt Śnieżki, gdzie wiatr prawdopodobnie hulał z jeszcze większą siłą, było nader wskazane. Wejście na samą górę tak jak ostatnio zmęczyło mnie okrutnie. Gdy dziś sobie przypomnę, jak wchodziłem tu dwa lata temu z małym plecaczkiem z trzema litrami wody i narzekałem, że mi ciężko, to się śmieję, gdyż teraz czwarty dzień z rzędu chodziłem z o wiele cięższym bagażem.



Gdy już znalazłem się na szczycie okazało się, że bar na Śnieżce jest zamknięty. Najlepsze jest to, że w sumie nigdzie nawet nie ma o tym informacji. Później na szlaku od innych podróżników dowiedziałem się, że prawdopodobnie jest to spowodowane złym stanem technicznym budynku. Dopiero po powrocie do Łodzi wyszukałem, że obiekt został zamknięty 1.11.2015. Cóż, gdyby konstrukcja należała do PTTK, a nie do Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, to prawdopodobnie budynek byłby w bardzo dobrym stanie i można by tam było nawet przenocować.



Nie pozostało mi nic innego, jak poszukać jakiegoś miejsca, gdzie wiatr byłby choć trochę mniej dokuczliwy. Znalazłem takie, usiadłem i zacząłem pałaszować wyciągnięte z plecaka szprotki w pomidorach :) Po posiłku pokręciłem się jeszcze trochę po szczycie, wszedłem do kaplicy św. Wawrzyńca i porobiłem parę fotek na okoliczne góry.



Czas na wyprawę w nieznane. Czerwony szlak od Śnieżki do Sowiej Przełęczy był dla mnie jedną wielką niewiadomą. Pora sprawdzić, co góry szykują dla mnie na tym odcinku. Z początku przygotowały dla mnie milutką ścieżynkę w kosodrzewinie. Później milutka ścieżynka zamieniła się w strome i wysokie stopnie zrobione z kamienia i desek. Hmm… chyba nie chciałbym od tej strony wchodzić na Śnieżkę :p



W pewnym momencie spomiędzy drzew wyłoniło się czeskie schronisko Jelenka. Z chęcią wszedłem do środka i z bananem na ustach zamówiłem knedliki (nie mylić z knedlami) z jagodami, a jakże! Po chwili podano mi talerz z trzema pampuchami (czy też pyzami, w różnych częściach Polski różnie się na to mówi) nadziewanymi jagodami, oblanymi także syropem z jagód, a to wszystko w towarzystwie całkiem sporej ilości bitej śmietany! Cudownie!



Po świetnym posiłku poszedłem dalej w stronę przełęczy Okraj. Prawie byłem już na końcu szlaku, gdy usłyszałem odgłosy z miasta. Trochę mnie to zdziwiło, bo gdy ostatnio byłem w Malej Upie, to było tam bardzo cicho. Tym razem jednak trafiłem na najprawdopodobniej końcówkę jakiegoś motocyklowego zlotu. Jednoślady zaraz zaczęły wyjeżdżać z Czech do Polski, a kierowcy niejednokrotnie się czymś wyróżniali. Ten miał kask stylizowany na hełm wikinga, tamten brodę do pasa, jeszcze inny miał motocykl „na sygnale”.



Zostawiłem ciężki plecak w schronisku i wyruszyłem do miasta uprzednio okrywając spieczone do czerwoności prawe ramię. Ceny za nocleg w przeliczeniu na złotówki w okolicach 100 zł, więc zakwaterowałem się po polskiej stronie. Całe miasto można przejść nieśpiesznym krokiem w piętnaście minut, ale za to w prawie całej miejscowości można podziwiać szczyt Śnieżki.



Wszedłem do restauracji i zamówiłem oczywiście knedle, a do tego ciemne czeskie piwo. Czechy można okryć mianem królestwa kminku – jeśli nie lubicie tej przyprawy, to raczej nie przypadną Wam do gustu ich potrawy. Ja kminek mógłbym jeść garściami, więc czeska kuchnia bardzo mi odpowiada.



Pokręciłem się jeszcze trochę po mieście i wróciłem do schroniska. Tym razem pokój musiałem dzielić z sześcioma innymi osobami. Przed wieczorkiem jeszcze usiadłem przed schroniskiem z butelką czeskiego piwa i do tego czeską przekąską – grubymi słonymi paluszkami z kminkiem :)


Opis wydatkuCena
Jajecznica na kiełbasie i chleb9,50 zł
Knedliki z jagodami122 CZK
Paluszki z kminkiem25 CZK
Nocleg30 zł
Knedle i ciemne czeskie piwo215 CZK
Czeskie piwo6 zł
Razem45,50 zł + 362 CZK
Razem po przewalutowaniu (korony kupowałem po kursie 16,80 zł za 100 CZK)45,50 zł + 60,82 zł
106,32 zł


Dzień 5, niedziela

Ostatni dzień wyprawy. Na śniadanie zamówiłem sobie w schronisku kiełbasę na ciepło. Po paru minutach przyniesiono mi smaczną porcję smażonego mięska z cebulką – jak na schroniskowy posiłek, to całkiem dobry i syty.



Ech… Pora wracać. Przed opuszczeniem Czech spojrzałem jeszcze na widoczny z Malej Upy szczyt Śnieżki. Z przełęczy Okraj do Karpacza ruszyłem szlakiem zielonym – prowadzi on laskiem i prawdopodobnie wyschniętym korytem rzecznym. Z niego trafiłem bezpośrednio do Białego Jaru, skąd po niespełna pięciu minutach wsiadłem w busa do Jeleniej Góry. Spytałem czy kierowca wskaże mi przystanek znajdujący się najbliżej dworca PKP w Jeleniej, odparł, że tak. Gdy już dworzec ten mignął mi w oknie, a pojazd zatrzymał się na kolejnym przystanku, spytałem, czy na tym przystanku mam wysiąść, a kierowca odparł, że przecież mówił do mnie na poprzednim przystanku, że tam miałem wysiąść… Ręce odpadają… No tak, jak już gbur wziął pieniądze, to nic go więcej nie obchodzi… ^^



Spojrzałem na bilet. Pociąg odjeżdża za półtorej godziny. Przydałoby się coś zjeść. Nie chciało mi się iść z plecakiem do centrum, więc wszedłem do restauracji nieopodal. W oczy rzucił mi się on: schabowy złożony na pół z nadzieniem z pieczarek i boczku zapiekany w serze! To jest to!



Obiad pyszny, ale ledwo zjedzony ;p Poszedłem na dworzec, do którego nie było daleko. Pociąg już czekał, mimo że do odjazdu było jeszcze dobre 15 minut. Usadowiłem się na wyznaczonym miejscu, założyłem słuchawki na uszy i puściłem z telefonu kolejnego audiobooka. Przez drogę do kolejnego postoju jak zwykle trochę słuchałem czytanego rozdziału książki, a trochę przysypiałem.



Wrocław. Wysiadam z pociągu i… hmm… czegoś mi tu brakuje… Może jakieś wskazówki, w którą stronę, na jaką ulicę? Co prawda przechodziłem przez wrocławski dworzec w lipcu tego roku (o czym możecie przeczytać tutaj), ale był to jeden jedyny raz. Cóż, zdałem się na swoją pamięć, która jak prawie zawsze mnie nie zawiodła. Dotarłem na dworzec autobusowy, a tam czekał już na mnie bus do Łodzi z niemałą kolejką podróżnych, z którymi miałem za kilka minut jechać.



Podróż minęła szybko i sprawnie. Wysiadłem w rodzinnym mieście i poczekałem kilka minut na autobus do domu. Mimo wieczoru było ciepło. Temperatury w górach były niższe. Trochę zmęczony przejechałem kilka przystanków. Przez cały wyjazd miałem dobrą pogodę. Zaczęło padać dopiero w Łodzi, gdy wysiadłem z autobusu :p


Opis wydatkuCena
Kiełbasa na ciepło8 zł
Woda 1,5 litra3,50 zł
Bus Karpacz – Jelenia Góra6 zł
Obiad w Jeleniej30 zł
Pociąg Jelenia Góra – Wrocław19,11 zł
Bus Wrocław – Łódź26 zł
Razem92,61 zł
Razem za cały wyjazd426,02 zł


Podsumowanie

Całą trasę na pewno dało się zrobić szybciej. Jedyny dzień, w którym nie obijałem się na szlaku, to czwartek. Przez resztę wyjazdu wiedziałem, że dojdę do miejsca noclegu grubo przed zmrokiem. Jakby się uprzeć, to można by przyjechać do Świeradowa na jakąś ranną godzinę, a nie tak jak ja na 16 i stamtąd w ciągu jednego dnia dotrzeć do Hali Szrenickiej. Następnego dnia można zajść do Domu Śląskiego, a kolejnego do Przełęczy Okraj i nie tracąc czasu zejść do Karpacza. Ja jednak wolałem trochę rozciągnąć ten wyjazd.



Co do kosztów, to także na pewno dałoby się zejść niżej. O ile z przejazdami za bardzo nic się nie da zrobić, to z całą resztą już można nieźle kombinować. Gdybym nie stołował się w restauracji w Szklarskiej Porębie, Malej Upie i Jeleniej Górze, a zamiast tego zamówił jakiś skromniejszy posiłek również na ciepło w schronisku, oraz nie kupował piw, to mógłbym zejść z kosztami do jakichś 350 zł, jednak nie chciałem sobie odmawiać niektórych rzeczy ;) Gdyby dodatkowo skrócić wyjazd z pięciu do trzech dni, to cały koszt mógłby się zamknąć w granicach 300 zł.



Góry górami, ale tymczasem jestem w domu za biurkiem i późnym wieczorem piszę właśnie ten wpis ściągając łuszczącą się skórę z prawego ramienia :p Pora powoli zabierać się za organizację zimowego wypadu w góry. Do zobaczenia na szlaku, bądź stoku :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Bez Nazwy , Blogger