Ćwicz!

Ćwicz!

Kiedyś, tak około 2-3 lata temu zauważyłem, że rozpiera mnie energia. Stwierdziłem, że coś trzeba z tym zrobić. Postanowiłem regularnie ćwiczyć. Nigdzie nie chodziłem w tym celu. Do wielu ćwiczeń wystarczy kawałek wolnej przestrzeni. Do kompletu dorzuciłem parę hantelków i było cacy.


Oczywistym jest to, że żeby coś zrobić, to trzeba na to znaleźć odrobinę czasu. Czas znalazłem przed… pójściem spać. Tak więc regularnie przed snem ćwiczyłem rozładowując nadmiar wtedy zgromadzonej energii. Jak długo trwałem w tej regularności? Nie pamiętam, ale pewnie do kolejnego semestru na studiach, który okazał się jeszcze bardziej czasożernym.

Na tyle czasożernym, że był problem, żeby znaleźć czas na sen, więc z czegoś trzeba było zrezygnować. W ten oto sposób przestałem regularnie ćwiczyć. Może bym szybciej do tego wrócił, gdyby dalej rozpierała mnie energia, ale tak się jednak nie stało.

Biorąc pod uwagę, że mam teraz więcej czasu stwierdziłem, że wrócę do ćwiczeń. Czemu nie? Podobno sport to zdrowie. Zacząłem więc ćwiczyć w zeszłym tygodniu. Oczywiście na początek tak, żeby się nie przetrenowywać, ale też stopniowo zwiększać ilość powtórzeń poszczególnych ćwiczeń.

Efekt? Czuję się… lepiej :) Ponadto sen po ćwiczeniach i prysznicu przychodzi szybciej, ze względu na zmęczenie. Serdecznie polecam, a jeśli nie macie wolnego czasu, to warto pomyśleć z czego można w ciągu dnia zrezygnować, albo na co poświęcać mniej czasu, bo naprawdę warto :)

Tak wiem...

Tak wiem...

Tak, wiem, że ostatni wpis był ponad miesiąc temu. Tak, wiem, że to sporo czasu. Tak, wiem, ale…


Ale ostatni miesiąc był dla mnie bardzo… intensywny. Przede wszystkim byłem zajęty… magisterką, a jakże. Czymś, co spędza mi sen z powiek już od kilku miesięcy. Absolutnie nie chodzi o trudność, bo nie jest to wybitnie ciężkie. Chodzi o czas, jaki musiałem na to poświęcić, liczbę przeszkód, jakie po drodze napotkałem i… masę „nie chce mi się”, jakie kotłowały się w mojej głowie…

Na początku myślałem, że pominę wpis jedynie z jednego tygodnia, ale jak już ominąłem jeden, to też drugi, trzeci… Sami wiecie jak to jest. Jak przerwiesz robienie czegoś, to trudno do tego wrócić. Teraz akurat burza związana z formalnościami, które musiałem załatwić w dziekanacie ucichła i znalazłem chwilę czasu, aby pobiegać palcami po klawiaturze, przelewając moje myśli na elektroniczny papier.

Generalnie, to gdy się zorientowałem, że do 27.09 muszę mieć ukończoną pracę, to troszkę zaczęło do mnie docierać, że trzeba wziąć się w garść i może jednak dokończyć to, co się zaczęło. Tym bardziej, że szkoda byłoby tak po prostu zmarnować ostatnie półtora roku, które poświęciłem uczelni. Oczywiście nie żyłem jedynie tym tematem, bo przecież ile można klepać jedno i to samo, więc robiłem też i inne rzeczy, a jakże. Można powiedzieć, że pisałem magisterkę, oraz robiłem wszystko poza prowadzeniem bloga :p

Co robiłem w tym czasie? Ano na przykład stałem w korkach, bo ktoś wielce inteligentny w naszym mieście robił przebudowy korkując przy tym jakąś dzielnicę. Może i te prace były potrzebne, ale chyba można było je prowadzić z głową.


Od paru dobrych tygodni chodziła za mną myśl „ale bym sobie poszedł na jakiś koncert”. Okazja nadarzyła się szybciej, niż myślałem. W Aleksandrowie Łódzkim trwał w najlepsze festiwal Summer Dying Loud. Na wyszukanej liście zespołów znalazłem jeden swojsko brzmiący, ale poznałem kilka nowych, które na stałe znalazły swoje miejsce na mojej playliście. Generalnie muzyka była bardzo przyjemna dla mojego ucha i gdyby nie to, że po całym tygodniu byłem wykończony, to bawiłbym się jeszcze lepiej :)


Byłem na Maluszkowym zlocie przy łódzkiej Manufakturze. Aż dziw, że tyle ludzi ma jeszcze te relikty przeszłości i to nawet w dobrym stanie. No i ten dźwięk silnika przypominający dzieciństwo! Pyr, pyr, pyr, pyr <3


W przerwie między jednym pisanym przeze mnie rozdziałem, a drugim grałem w stareńką Mafię – moją ulubioną grę, którą uwielbiam do dzisiaj za klimat i fabułę. Mimo upływu czasu wciąż wracam do niej średnio raz w roku, bo mogę;) A jak nie grałem, to słuchałem Nocnego Kochanka. Ich utwory pozwoliły mi rozprostować zwoje mózgowe, kiedy te były już za bardzo skręcone ;p

Koniec końców zajmowałem się papierologią stosowaną w dziekanacie. To niesamowite, ile można wymyśleć bzdurnych procedur i dokumentów, a ile trzeba na nich podpisów zebrać! Podobno ma to mnie wprowadzić w dorosłe życie. Jakoś nie jestem przekonany, ale może mają rację.

Finalnie czekam na obronę. Termin wyznaczony, więc przynajmniej wiem, na czym stoję. Nie pozostało mi nic innego, jak czekać i korzystać z tego, że już nie jestem tak obłożony czasowo, jak do tej pory :)

Copyright © 2014 Bez Nazwy , Blogger