Wyjazd do Czarnobyla 1-8.08 – Pożegnanie ze strefą wykluczenia

Dzień piąty


To już niestety ostatni dzień naszego pobytu w Czarnobylskiej strefie wykluczenia. Ostatni dzień niesamowitej przygody, która mogłaby trwać i trwać… Jednak jak zawsze nie było czasu na nic, a tym bardziej na przygnębienie, gdyż trzeba było wyciągnąć z tego dnia tyle, ile tylko się da!


Zaczęliśmy jak zawsze od podziwiania z daleka słynnego widoku, ale niedługo mieliśmy znaleźć się o wiele bliżej historycznego już budynku. Po drodze jednak wysiedliśmy przy miejscu, z którego widać czerwony las. Każdy, kto posiadał dozymetr włączył go, aby usłyszeć charakterystyczne dźwięki. Wyniki mimo odległości od lasu były intrygujące. 30 mikrosiwertów było normą, a niektórzy złapali nawet ponad 80.


Nadszedł czas na główne danie dnia. Czarnobylska Elektrownia Jądrowa ciągle jest miejscem pracy wielu ludzi. Najpierw w planie mieliśmy spotkanie z panią, która opowiadała nam o obiekcie przedstawiając makietę bloku reaktora nr 4. Po wykładzie i odpowiedziach na kilka nurtujących nas pytań przeszliśmy do miejsca, które znajduje się najbliżej reaktora nr 4 i jest zarazem dostępne dla zwykłych śmiertelników, takich jak my, którzy nie pracują w elektrowni. Następnie poszliśmy wzdłuż Sarkofagu, aby porobić parę zdjęć z jego drugiej strony.


Nadszedł czas na zwiedzanie elektrowni od środka! Aby nas wpuszczono musieliśmy założyć ekskluzywne wykrochmalone wdzianka :) Przez słynny „złoty korytarz” doszliśmy do sterowni reaktora, która choć trąci trochę starością, to i tak robi wrażenie. Następnie wpuścili nas do (jeśli dobrze pamiętam) przepompowni wody zbiornika chłodzącego reaktor – ogromnego pomieszczenia mieszczącego równie ogromny sprzęt. Niestety więcej już nam nie chcieli pokazać, a szkoda, bo z chęcią pozwiedzałbym jeszcze trochę elektrownię. Z drugiej strony cieszę się, bo tamtejsi ludzie podobno nie kwapią się do pokazywania turystom takich miejsc.


Czas na kolejną atrakcję – nieukończony blok reaktorów nr 5 i 6. Ten teren jest pod kontrolą złomiarzy. Nasz organizator zniknął na kilka minut, a gdy wrócił, to mogliśmy wybrać się do słusznej wielkości konstrukcji. Wrażenia? To jest ogromne! Świetna zabawa, ale pod warunkiem, że ma się źródło światła i patrzy pod nogi, gdyż wszelkiej maści dziury są nie tylko w ścianach, ale także, o ile tak to można nazwać, w podłodze. Niestety zacząłem zwiedzanie od mniej ciekawej strony i do największego z pomieszczeń, które prawdopodobnie miało być komorą reaktora, nie zdążyłem wejść. Może innym razem :)


Ostatnim eksplorowanym przez nas tego dnia miejscem była stacja kolejowa Janów, a tam czekały na nas „chore” pociągi. Kto był, ten wie o co chodzi :) Obok było kilkanaście różnej maści budowlanych pojazdów, a także… łóżko… w środku lasu…


Przyszło nam wrócić do busa i ostatni raz spojrzeć na elektrownię z takiej odległości. Ostatni raz tego wyjazdu, bo kto wie, może wielu z nas wróci w to miejsce, aby znów zaznać napromieniowanej przygody! :)



Powrót do Sławutycza wcześniejszym pociągiem niż zwykle. Euforia, radość, szczęście, smutek, nostalgia, tęsknota. Z jednej strony tak bardzo się cieszyłem, że wreszcie spełniłem jedno z moich największych podróżniczych marzeń, a z drugiej smutek, że muszę opuścić to miejsce. Miejsce, które tak bardzo mnie do siebie przyciąga. Kiedyś tam wrócę! Może nawet szybciej niż kiedyś ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Bez Nazwy , Blogger