Austria 19-25.09 - Ostatni dzień zwiedzania i powrót do obowiązków dnia codziennego

Kolejnego dnia był czas na bardziej muzealną część Graz. Nie tracąc czasu skierowałem swoje kroki do punktu informacji turystycznej, będącego w tym samym budynku, co pierwsze siedlisko obejrzanych przeze mnie po kupieniu biletu eksponatów. Po kupieniu biletu ulgowego, gdyż taki mi przysługiwał. Ponadto mogłem zakupić taki, który jednocześnie uprawniał mnie do wstępu do każdego muzeum w Graz w ciągu dwudziestu czterech godzin od momentu kupna wejściówki.  Nie wspominając o tym, że jego cena była niewiele wyższa od biletu wstępu do jednego muzeum, a zwiedziłem ich tego dnia chyba z pięć.


Wszedłem do… zbrojowni. Jeśli dobrze pamiętam, to budynek miał cztery piętra, a na każdym z nich pełno hełmów, napierśników, pełnych zbroi, halabard, mieczy, tarcz, sztyletów, pistoletów i strzelb, a także kilka armat. Widok na ten cały sprzęt sprzed wielu lat powoduje ogromny podziw i to nie tylko z powodu konstrukcji owych przedmiotów, ale także, że udało się tyle eksponatów znaleźć i zgromadzić w jednym miejscu! Jest tylko jedno „ale”: robienie zdjęć w tym muzeum jest zabronione :(


Po wyjściu z tak epickiego miejsca skierowałem się w kierunku wyjścia z centrum miasta, aby trafić do pałacu Eggenberg i znajdujących się na jego terenie atrakcji. Gdy już dotarłem na miejsce to okazało się, że park otaczający budynek jest ogromny! Co więcej, chodzą po nim samopas pawie - zupełnie jak w łódzkim zoo - które wcale nie boją się ludzi, a wręcz chodzą za nimi jakby żebrały o jedzenie.


Po wejście do pałacu okazało się, że jego zwiedzanie jest możliwe jedynie z przewodnikiem. No cóż, pewnie nic nie zrozumiem od niemieckiego przewodnika, ale przynajmniej porobię zdjęcia. Po kilku minutach okazało się, że przyszło dwóch przewodników – jeden mówiący po niemiecku dla całej reszty zgromadzonej wycieczki i osobny, rozmawiający po angielsku dla mnie i osoby mi towarzyszącej. Cudownie!


Budynek, który zwiedzałem można uznać kwadratem z dziedzińcem pośrodku. Przejście przez wszystkie pokoje na jednym piętrze zajęło bardzo dużo czasu. Nie dość, że kilka z nich było całkiem sporych, to ich mnogość przyprawia o zawrót głowy!


W tym samym pałacu znajduje się także muzeum sztuki, a także muzeum numizmatyki, więc jak ktoś lubi oglądać obrazy, rzeźby czy też monety, to znajdzie coś dla siebie.


Następnie znalazłem się w muzeum archeologicznym, gdzie mogłem zobaczyć kilka sarkofagów, fragmenty rzymskich, kamiennych kolumn, kilka niepełnych zbroi i sztyletów, którym w przeciwieństwie do muzeum w centrum miasta można było robić zdjęcia, biżuterie, wazy a także garnki. Wszystko sprzed wielu, wielu lat. Na zakończenie, przed wyjściem i powrotem do centrum odbyłem jeszcze spacerek po parku, oczywiście w towarzystwie ciekawskich pawi.


I to by było na tyle zwiedzania. Dzień zwieńczyliśmy kameralną posiadówką do późnych godzin nocnych. Następnego dnia, który swoją drogą nastał niezwykle szybko, nadszedł czas pakowania, a przy okazji poznania nowych twarzy, które miały zająć moje miejsce w domu znajomych lokatorek, więc wieczorkiem odbył się posiadówki ciąg dalszy.


Przed godziną dwudziestą drugą wszyscy wyszliśmy z domu na dworzec, aby odprowadzić wyjeżdżających. Krótkie pożegnanie i wsiadam do autokaru. Za dwie godziny powrót do Wiednia.


A w nim… hmm… no musze przyznać, że nie widziałem wcześniej Wiednia nocą. Byłem na tyle zmęczony, że nie miałem zbytniej ochoty go zwiedzać, tym bardziej, że zmuszony byłbym to uczynić z całym wywiezionym z domu dobytkiem. No, może prawie całym jak się później w Łodzi okazało, ale o tym później. Zmierzałem w stronę dworca autobusowego przez nie do końca przyjaźnie wyglądającą dzielnicę, ale nikt mnie nie zaczepiał. Jestem na miejscu – wszystko pozamykane. Cudownie, jedynie pięć i pół godziny czekania na dworcowym krześle.


Ranek, zmęczenie i mój autokar. Sprawdzenie biletu i co tu dużo mówić – pójście spać. Przespałem prawie całą drogę budząc się od czasu do czasu. Co ciekawe, po czeskiej stronie spotkała nas mgła, która bardzo ograniczała widoczność i która rozmyła się od razu po polskiej stronie. 


Znany i wielokrotnie tego roku odwiedzany dworzec Łódź Kaliska. Około godziny osiemnastej. Jutro na uczelnię… :( Wsiadłem w autobus i pojechałem do domu, o dziwo całkiem wypoczęty, gdyż spałem z przerwami koło jedenastu godzin. Wchodzę do domu i rozpakowuję rzeczy. Zostawiłem w Austrii u dziewczyn piżamę… ale wstyd! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Bez Nazwy , Blogger