(Nie do końca) spontaniczny Wrocław - dzień I

Miasto przesiadek ze starówką pełną Kościołów i... krasnali. Tak w skrócie można opisać miejsce, które postanowiliśmy znowu odwiedzić poświęcając mu tym razem więcej czasu i uwagi. Tym razem nie tylko jako miejscowość przejazdową, tym razem jako miejsce docelowe.



Poniedziałek.  Tym razem pobudka po godzinie siódmej, czyli później niż zwykle. Czuć urlop w powietrzu ;) Śniadanko, ząbki i wychodzimy. Zmierzamy tam, skąd zawsze odjeżdżały autokary w naszym mieście – dworca Łódź – Kaliska. Kij z tym, że na miejscu się okazało, że już od jakiegoś czasu miejscem postojowym dla naszego przewoźnika w Łodzi jest dworzec Fabryczny... Do odjazdu 20 minut, a my oddaleni od celu o jakieś 4 kilometry... Taksówka! Na szczęście kierowca się postarał i dotarliśmy na czas. Dzię-ku-je-my! ;)

Stres z rana jakoś mi nie służy, ale już raczej nie będziemy mieć stresujących sytuacji tego dnia. Podróż minęła nam sennie i dosyć szybko. Na miejscu odkryliśmy na nowo wrocławską architekturę. Bardzo przyjemna i miła dla oka, ale po wyjściu z centrum jakoś tak jakby już jej nie było. Dla porównania Łódź jak długa i szeroka stoi kamienicami, które można uświadczyć nie tylko przy ulicy Piotrkowskiej, ale ja po prostu jestem łodzianinem i zawsze będę szukał aspektów, w których Łódź jest według mnie lepsza ;)



Całkiem niedaleko od dworca wita nas pomnik „Przejście”. Najpierw widzisz takie niepozorne coś, a dopiero później, z bliska widać, że autor włożył sporo pracy w przygotowanie tego dzieła. Polecam, mnie się podobało ;)



Wrocławska starówka ciągle w formie, a kolejne budynki są remontowane. Wręcz biją żywymi kolorami po oczach. Kościołów tutaj co nie miara, więc musieliśmy kilka z nich odwiedzić. Na pierwszy ogień poszedł Kościół św. Elżbiety wraz z wieżą widokową. Wnętrze zabytkowego budynku jest ogromne! Aż dziw, że to wszystko zmieściło się pod jednym dachem – dachem z pięknie wykończonym sufitem. Zaś widok z wieży też zapiera dech. Można z niego rozejrzeć się po sporej części Wrocławia.



Następny przystanek – Most Pokutnic w Katedrze św. Marii Magdaleny. Widok z niego też ładny, ale tylko na dwie strony, gdyż pozostałe dwie są zasłonięte przez wieże, które to ten most łączy. Według legendy most był miejscem sprzątanym przez dusze pokutujących dziewcząt, które spędzały życie na zabawach i amorach zamiast prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci. Podoba mi się ta legenda :p



Przez cały czas zwiedzania centrum Wrocławia towarzyszyły nam małe krasnale. Te niewielkie rzeźby przykuwają wzrok i powodują, że na twarzy zwiedzających pojawia się uśmiech. Świetna inicjatywa ze strony miasta.



Po smacznym i tanim obiadku w znanej już naszym podniebieniom jadłodajni odwiedziliśmy wyspę Piasek. Na miejscu znależliśmy kolejny Kościół warty obejrzenia, sam już nawet nie wiem który. Z wyspy rozciągają się piękne widoki. Przechodzimy przez most Tumski znany z obwieszenia kłódkami z wyznaniami miłości.



Pora na chwilę relaksu pod Muzemu Narodowym we Wrocławiu. Co prawda nie weszliśmy do środka, ale obejrzeliśmy dokładnie obrośnięty bluszczem budynek podziwiając przy okazji płynącą Odrę. Nogi już trochę dawały nam się we znaki, ale zaplanowaliśmy na dziś jeszcze jedną atrakcję.

Kolejną atrakcję, czyli Sky Tower. Idziemy sobie więc i widzimy... to co poniżej. Gdyby nie to, że to miała być ostatnia atrakcja tego dnia i stwierdziliśmy, że jak zdążymy, to zdążymy, a jak nie, to nie, to bym się ciutkę zirytował. Tymczasem pośmialiśmy się, odpoczeliśmy i wyszliśmy.



Ostatnie miejsce, które udało nam się jeszcze dzisiaj zwiedzić i to nie pierwszy raz, to starówka. Widzieliśmy ją już dzisiaj, ale nie po zachodzie słońca. Po zmroku, oświetlona sztucznym światłem wygląda równie dobrze jak za dnia.



To tyle na dzisiaj. Zmęczenie nas dopadło i wyzuło ze wszystkich sił, a przed nami jeszcze jeden wrocławski dzień :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Bez Nazwy , Blogger